LKQ ELIT News nr 132!

A – jak Albania Skoro od niej wypada mi zacząć, rozpocznę od albańskiej specjalności: zupy z baraniej głowy. Głowizna w wielu krajach związanych z kulturą pasterską (takich jak: Bułgaria, Urugwaj, Kirgistan czy Syria) jest czymś naturalnym. W dodatku często traktowana jest ona jako przysmak! W Albanii rosół z taką wkładką gotuje się powoli, z warzywami i mieszanką ziół. Po paru godzinach czaszka nieszczęśnika jest wprawdzie nadal anatomicznie rozpoznawalna, ale fragmenty „wyposażenia” głowy już niekoniecznie. Ja widziałem tylko oczy i ozorek, ale na podniebieniu całkiem miło rozpoznałem móżdżek i delikatne mięso z baranich policzków. Właściwie, gdyby nie czerep pływający w garnku, uznałbym to spotkanie za całkiem udane, tym bardziej że rosół z młodego baranka jest bardzo smaczny, a uzupełniony domowym makaronem (zapewne wpływy włoskie) wystarcza za całkiem solidny obiad. A – jak Andora Księstwo wydaje się na mapie maleństwem, ale jest całkiem spore. Piesza wycieczka po pirenejskich górach wzdłuż granicy Andory zajmuje około czterech dni. Obywateli księstwa jest ok. 80 tysięcy, ale turystów do Andory przybywa corocznie sto razy więcej! Kultura kulinarna Andory jest wypadkową mieszanek: duże podróże katalońskiej, hiszpańskiej, portugalskiej i francuskiej. Brzmi dobrze? Fantastycznie! Właśnie w Andorze spotkałem się po raz pierwszy z wieprzową szynką pieczoną w… miodzie! Najpierw marynuje się ją w miodzie i ziołach przez kilka dni, a potem piecze w piecu opalanym drewnem. W trakcie pieczenia troskliwie polewa się ją miodem, aby powstała szklista skorupka. Współcześnie gospodynie ułatwiają sobie pracę, zawijając polaną obficie miodem szynkę w aluminiową folię. Szynkę taką spożywa się na ciepło (nie gorąco!), pokrojoną w cienkie plastry. Identyczny przysmak spotykałem w Portugalii oraz w Kanadzie (w domu portugalskich emigrantów) – w wersji nie miodowej, ale pieczonej w syropie klonowym. Inną ciekawostką kulinarną Andory są ślimaki – klasyczne winniczki w różnych wariacjach: gotowane lub zapiekane. Wspaniale smakują one z dodatkiem górskich ziół. Próbowałem naśladować ślimacze kombinacje w domu, ale entuzjazmu moich gości nie dostrzegłem. A szkoda. A – jak Antyle Holenderskie Karaibskie Wyspy Podwietrzne i Zawietrzne nie są osobnym krajem, lecz mozaiką karaibskich krain zależnych od Królestwa Niderlandów. Ich słabość do koloru pomarańczowego i takowego owocu jest na tyle obezwładniająca, że większość wysp nie wybrała niepodległego bytu, lecz w co jakiś czas ponawianych referendach potwierdza chęć towarzyszenia Holandii. Nie znam wszystkich wysp, ale na Karaibach mówią, że jeśli znasz jedną, to znasz wszystkie. Ja na Antylach znam bliżej tylko Curaçao. Przyciągnął mnie tam pomarańczowy likier, który pomarańczowo smakuje, choć nie wygląda. Jego receptura ma prawie 130 lat. Powstaje ze spirytusowych nalewów na skórki gorzkich miejscowych pomarańczy. Nie mam pojęcia, kto wymyślił, iż należy go barwić (sztucznie) na niebiesko, ale taki właśnie wyróżnik utrwalił go w pamięci konsumentów. Czysty likier Curaçao miewa różną moc – od 18 do 40%, jest bardzo aromatyczny i piekielnie słodki. Nalany na kostkę lodu sprawia pewną satysfakcję deserową, ale przede wszystkim jest cennym dodatkiem do long drinków – urozmaica smak i zapewnia oryginalną lazurową kolorystykę (lub też zieloną – z dodatkiem limony). Produkowany jest w wielu krajach, nie tylko na wyspie. Ciekawostką może być i to, że ma również odmiany (o identycznym smaku) w innych kolorach i bywa też bezbarwny. Taką „niekolorowaną” wersją Curaçao lubię zakropić kawę, lody, a nawet mniej wybitne winiaki. I czuję się wtedy jak na Karaibach! A – jak Argentyna Do Buenos Aires zawitałem wiedziony słabością do Gombrowicza oraz piłki nożnej. Przypłynąłem morzem i starałem 30 Alfabet kulinarny, cz. 1 Tekst i zdjęcia: Przemysław Osuchowski Miałem w życiu szczęście. Moja kulinarna ciekawość przemieniła się z czasem w zawód, a praca w smaczną pasję. Przez kilkanaście lat produkowałem telewizyjne programy kulinarne. Od ponad dwóch dekad pisuję o alkoholach. Na całym świecie odwiedzam bazary, delikatesy, topowe restauracje i uliczne jadłodajnie, winnice, destylarnie, browary. Gdzie tylko mogę, zaglądam do wytwórców serów, wędlin, oliwy, przetworów owocowych, pieczywa, słodyczy. Przede wszystkim szukam okazji, by poznawać kulturę regionalnej kuchni domowej – na wszystkich (poza Antarktydą) kontynentach. Wszędzie jeszcze być nie zdążyłem, ale doświadczeń uzbierało się całkiem sporo. Wiele z nich adaptowałem w mojej domowej kuchni. Oto mój osobisty pamiętnik kulinarny z krajów, w których spędziłem trochę czasu i zachłannie jadłem, piłem i degustowałem.

RkJQdWJsaXNoZXIy NDI0NjE=